Andrzejkowa autopromocja

Nie mam chwilowo czasu napisać merytorycznego wpisu na tematy legislacyjne, zdecydowałem się więc na kilka zdań ogólnych refleksji związanych z prowadzeniem bloga. Blog legislatora jest niszowy, nie spodziewałem się, że będzie miał jakieś szerokie grono odbiorców. Programowo o to nie zabiegam. Mało, a nawet bardzo mało, jest komentarzy do poszczególnych wpisów. Wiedziałem, że tak będzie. Nie przeszkadza mi to. Wiem, że wpisy trafiają tam gdzie chcę, żeby były czytane. Co jakiś czas natomiast, doświadczam stanu miłego zaskoczenia, kiedy kontaktuje się ze mną osoba, która czyta blog i zadaje pytanie, prosi o poradę albo po prostu kieruje pochwały za moją blogową działalność. Szczególnie jednak satysfakcjonują mnie takie sygnały od moich odbiorców, z których wynika, że dzięki blogowi poszerzyli swoją wiedzę o legislacji, a czasem, że dopiero teraz dowiedzieli się, że jest taki przedmiot prawniczej aktywności będący odrębną umiejętnością czy kompetencją. Cieszy mnie, że poszerza się grono interesujących się problemami legislacji.

Jednym z momentów, który dał mi wyżej opisywaną satysfakcję, była prośba abym udzielił wywiadu jako legislator – przedsiębiorca, z którą zwróciła się do mnie autorka innego bloga prawniczego. Co z tego wynikło, możecie przeczytać na stronie emiliaandrzejewska.pl w zakładce http://emiliaandrzejewska.pl/2017/11/25/o-legislacji-ekstremalnie-odpowiedzialnej-czyli-wywiad-wlodzimierzem-zajacem/ .

Następną razą będzie merytorycznie.

WZ

Podyplomowe Studia Legislacji Samorządowej – wpis promocyjny, niekomercyjny.

Za każdym razem kiedy piszę o legislacji samorządowej utyskuję na złą jakość aktów normatywnych stanowionych przez organy jednostek samorządu terytorialnego. Jednocześnie powątpiewam w możliwość realnej zmiany tego stanu rzeczy, gdyż oceniam, że jego przyczyny są złożone i leżą zarówno na płaszczyźnie systemowo-prawnej, jak i mentalnej.

Ostatnio w moich przemyśleniach i wnioskach pojawiają się jednak także wątki pozytywne, pozwalające optymistycznie patrzeć w przyszłość. Coraz więcej gmin i powiatów zaczyna stosować prawie prawidłowo Zasady techniki prawodawczej. Ba, można nawet w wojewódzkich dziennikach urzędowych wypatrzeć poprawne metryczki do ustaw.

Z czego samorządowcy mają czerpać dobre wzorce, by utrwalać dobre praktyki. Jest nawet sporo poradników dla redaktorów projektów samorządowych aktów normatywnych. Są gotowe wzorce w komercyjnych bazach tekstów prawnych, a także na różnych stronach i portalach internetowych. Są one jednak często niedoskonałe i utrwalają błędne praktyki. Przykładowo na stronach internetowych Łódzkiego Urzędu Wojewódzkiego umieszczono materiały pomocnicze dla opracowujących projekty aktów normatywnych pod zakładką: Działalność uchwałodawcza organów jednostek samorządu terytorialnego województwa łódzkiego . Materiał co do zasady jest niezły ale częściowo nieaktualny i zaleca np. w materiale dotyczącym nowelizacji używanie w poleceniu nowelizacyjnym formuły „§ … skreśla się” na równi z formułą „uchyla się § …”, a we wzorcowych projektach w metryczce ustawy z tekstem jednolitym używa skrótu „t.j.”, że o powoływaniu zbędnych przepisów w podstawach prawnych aktów prawa miejscowego nie wspomnę. (Dostęp do http://www.lodzkie.eu 24 06 2016 r.).

Cieszy każda inicjatywa mogąca podnieść poziom samorządowej legislacji, zwłaszcza gwarantująca zgodność ze standardami ustalonymi w Zasadach techniki prawodawczej. Od wielu lat obserwuję propozycje studiów podyplomowych skierowanych do osób zajmujących się legislacją samorządową, oferowanych przez niektóre szkoły wyższe. Nie jest tego dużo, biorąc od uwagę liczbę osób parających się redagowaniem samorządowych aktów normatywnych, i mam wrażenie, że poszczególne oferty nie utrzymują się zbyt długo na rynku edukacyjnym. Uczciwie też przyznaję, że nie mogę się wypowiedzieć co do ich poziomu i przydatności, bo nie miałem bezpośredniej styczności z tymi przedsięwzięciami ale zakładam, że jeżeli organizują je uznane ośrodki szkolnictwa wyższego zapewniają one właściwe nauczanie tajników legislacji samorządowej.

Czas przejść do meritum – nowopowstałych Podyplomowych Studiów Legislacji Samorządowej. Oferuje je Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Zielonogórskiego. Skierowane są do osób zajmujących się legislacją samorządową w praktyce, a ich program obejmuje kompendium wiedzy i umiejętności praktycznych, związanych ze stanowieniem prawa samorządowego. Bliższe szczegóły na stronie http://www.wpa.uz.zgora.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=95:podyplomowe-studia-legislacji-samorzadowej&catid=14&Itemid=127 . Nie będę ukrywał, że wśród prowadzących zajęcia na tych studiach znajduje się nazwisko Włodzimierz Zając, ale nie tylko z tego powodu pozwalam sobie na tak jawną prywatę. Pomysłodawcą i kierownikiem PSLS jest dr Maciej Kłodawski, którego miałem okazję poznać jako wnikliwego legislatora, a wśród pozostałych prowadzących zajęcia większość to osoby, które od wielu lat czynnie zajmują się legislacją w jej wymiarze praktycznym. Liczę, że jest to dobra gwarancja właściwych efektów kształcenia i studia przyczynią się choć trochę do podnoszenia jakości stanowionych przez samorząd aktów normatywnych.

Promuję więc, zapewniając, że nie chodzi o komercję, a poza tym zielonogórskie jest piękne i mam nadzieję, że będę musiał tam jeździć.

 

WZ

Legislacji administracyjnej mówię zdecydowane – „nie”.

Jest dzień po wyborach. Nie, nie będzie o polityce. Będzie o tym, o czym w tym blogu ma być – o legislacji. Czyli o czym? Otóż pytanie nie jest wcale retoryczne, a ja wielokrotnie to pytanie sobie zadawałem.

Trzy tygodnie temu otrzymałem autorski egzemplarz nowego numeru kwartalnika Przegląd legislacyjny z moim artykułem zatytułowanym Legislacja administracyjna jako pojęcie prawne i przedmiot nauczania – uwagi krytyczne. (Nr 3/2015 ss. 33-48) Oto jego skrócona treść:

  • w języku prawnym i języku prawniczym brak definicji pojęcia „legislacji”, mimo iż jest ono powszechnie używane samodzielnie i jako człon różnych zwrotów i wyrażeń. Definicji nie zawierają ani opracowania naukowe, czy choćby orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego tak często odwołujące się do „prawidłowej/przyzwoitej/poprawnej legislacji”,
  • na miarę swoich skromnych możliwości sformułowałem, zapewne jedną z pierwszych w piśmiennictwie, definicję legislacji określając ją jako „ogół zasad, dyrektyw, technik, czynności i procedur związanych z procesem powstawania aktów normatywnych”. Uszczegóławiając tę definicję uznałem, że dotyczy ona okresu od podjęcia decyzji o wykonaniu kompetencji do wydania aktu normatywnego, aż do jego ogłoszenia. Innymi słowy przyjąłem możliwie najszerszy z punktu widzenia podmiotowego, przedmiotowego i funkcjonalnego zakres rozumienia legislacji;
  • zwróciłem uwagę, że pojęcie legislacji jest ostatnio zastępowane (wypychane z systemu) pojęciem legislacji administracyjnej. Okazuje się, że w ostatnich latach powstało wiele podręczników, monografii i opracowań o legislacji administracyjnej, a o legislacji w jej czystej postaci napisano prawie nic;
  • moje badania pojęcia legislacji administracyjnej doprowadziły do wniosku, że pojęcie to wykrystalizowało się i utrwaliło przez nieobowiązujące od 1 października 2011 r. rozporządzenie Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 12 lipca 2007 r. w sprawie standardów kształcenia dla poszczególnych kierunków oraz poziomów kształcenia, a także trybu tworzenia i warunków, jakie musi spełniać uczelnia, by prowadzić studia międzykierunkowe oraz makrokierunki (Dz. U. Nr 164, poz. 1166 oraz z 2009 r. Nr 180, poz. 1707). Swego czasu, w standardach kształcenia dla kierunku administracja na studiach pierwszego stopnia, w grupie treści kierunkowych przewidziano „legislację administracyjną”. Analizując szczegółowo przepisy rozporządzenia i definicje legislacji administracyjnej zawartych w opracowaniach jej dotyczących uznałem, że legislacja administracyjna jako odrębne pojęcie prawne i przedmiot nauczania jest w istocie terminologicznym nieporozumieniem;
  • we wnioskach postuluję odstąpienie od używania pojęcia legislacja administracyjna dla określania odrębnego przedmiotu nauczania i dziedziny nauki prawa albo takie jego zredefiniowanie, aby nie wywoływało one semantycznych i systemowych nieporozumień.

Powyższy artykuł wziął się z mojego przekonania o niedocenianiu legislacji jako odrębnej dziedziny nauki prawa. O legislacji mówią wszyscy. Wycierają sobie nią usta na wszelkie możliwe sposoby. Co złego to zaraz: „bubel legislacyjny”, „legislacyjne bezprawie”, „legislacyjny błąd”, itp. Niestety, ci którzy legislacją się zajmują nie mają narzędzi do kształtowania właściwego odbioru społecznego tego czym się zajmują. Społeczeństwo spogląda na legislację przez krzywe zwierciadło medialnych doniesień, nijak się mających do rzeczywistego obrazu pracy legislatorów. W ramach swoich skromnych możliwości sami legislatorzy też niewiele robią, żeby ten obraz prezentować. Wystarczy odwiedzić stronę Polskiego Towarzystwa Legislacji –http://www.legislacja.org.pl/ . Może tak powinno być. Przyjmuję, że legislator to żadna gwiazda, powinien znać swoje miejsce w szeregu, ale świadomość społeczna, tego co robimy musi być większa.

Odrębny problem to fakt, że zasady tworzenia prawa, jego interpretowania oraz techniki prawodawcze używane przez legislatorów są często dalekie od tych, które wykorzystują inne zawody prawnicze, a w szczególności sędziowie. Dziwi i przeraża czasem efekt styku sfer tworzenia i stosowania prawa. (Jak przypadek sądu okręgowego pytającego organy administracji rządowej, czy ustawa o zmianie ustawy „obowiązuje”.)

W mojej krótkiej karierze biznesowej doświadczyłem też wielu przykładów, że wiedza na temat legislacji radców prawnych i prawników obsługujących podmioty gospodarcze jest zaiste skromna.

Mam nadzieję, że kiedyś nastąpi (a właściwie rozpocznie się) proces „unifikowania” narzędzi prawniczych stosowanych w różnych środowiskach prawniczych.

Oby legislacja doczekała się właściwego zrozumienia i zaczęła funkcjonować jak jej się to należy.

Kończę, bo syn mnie krytykuje, że moje wpisy są za długie.

WZ