Demokratyczne państwo prawne to pojęcie, które jest symbolem przemian zapoczątkowanych w 1989 r. To nasz wspólny dorobek – wspólnoty, która wybrała drogę budowy swojego życie społecznego, gospodarczego i politycznego w oparciu o wartości wyrażone przepisami prawa stanowionymi według reguł wywodzonych z najlepszych zasad ukształtowanych wiekami rozwoju cywilizowanego świata. Zasada państwa prawnego wyrażona w art. 2 Konstytucji przekłada się na wiele szczegółowych dyrektyw, według których ma być stanowione i stosowane prawo. Ich istota, to gwarancja zachowania swobód i praw obywatelskich, równowaga władz i zasada pomocniczości, oznaczająca (w pewnym uproszczeniu oczywiście), że państwo powinno ograniczać swoją władczą ingerencję do niezbędnego minimum.
Zasada demokratycznego państwa prawnego jest przez część uczestników debaty publicznej o kierunku zmian w ustroju państwa krytykowana, żeby nie powiedzieć, postponowana. Trudno przewidzieć, jaki będzie końcowy efekt tej debaty. Moje stanowisko w tej sprawie jest oczywiste. Niezależnie jednak od tego, czy jakieś zmiany nastąpią i czy ustrój państwa będzie być może inny, póki co, obowiązuje Konstytucja z 2 kwietnia 1997 r. i jej naczelna zasada demokratycznego państwa prawnego. Mimo to, do systemu prawnego wprowadzane są liczne przepisy i całe ustawy, które stoją z nią w sprzeczności, a wspólnym wyróżnikiem tych zmian jest uprzedmiotowienie i upodmiotowienie państwa jako wartości stawianej ponad obywatelami a nawet (!) prawem przez to państwo ustanowionym. Coraz bardziej prześladuje mnie myśl, że zasada państwa prawa zamienia się w prawo państwa.
Oto kilka przejawów tej cichej i konsekwentnej (hybrydowej?) zmiany.
Na początek pewien zadziwiający paradoks. Od wielu lat ustawodawcy przyświeca idea takiego stanowienia i stosowania przepisów, by prawa obywateli (adresatów prawa) były nadrzędne w sytuacjach nieprecyzyjności przepisów, wątpliwości interpretacyjnych, niejednolitości orzecznictwa. Modne stało się wprowadzanie specjalnych przepisów gwarantujących rozstrzyganie wątpliwości na korzyść petenta, podatnika lub przedsiębiorcy. Rzecz chwalebna, tylko w praktyce realizowana jest tak.
Obowiązujący od 1 czerwca 2017 r. art. 7a § 1 Kodeksu postępowania administracyjnego stanowi: Jeżeli przedmiotem postępowania administracyjnego jest nałożenie na stronę obowiązku bądź ograniczenie lub odebranie stronie uprawnienia, a w sprawie pozostają wątpliwości co do treści normy prawnej, wątpliwości te są rozstrzygane na korzyść strony, chyba że sprzeciwiają się temu sporne interesy stron albo interesy osób trzecich, na które wynik postępowania ma bezpośredni wpływ.
Wspaniała zasada tylko, że pod par. 1 jest par. 2:
2. Przepisu § 1 nie stosuje się:
1) jeżeli wymaga tego ważny interes publiczny, w tym istotne interesy państwa, a w szczególności jego bezpieczeństwa, obronności lub porządku publicznego;
2) w sprawach osobowych funkcjonariuszy oraz żołnierzy zawodowych.
Czyli, obywatelowi trzeba zrobić dobrze, z tym że interes państwa jest ważniejszy, a sprawach osobowych milicjanta albo żołnierza wątpliwości nie są rozstrzygane na jego korzyść (Mundurowi to jacyś banici?).
Kolejny przykład ze świeżo przyjętej ustawy Prawo przedsiębiorców, reklamowanej górnolotnymi hasłami prawdziwej swobody i wolności gospodarczej. I znowu ustawodawca staje frontem do adresata – przedsiębiorcy w art. 10 ust. 2 oświadczając: Jeżeli przedmiotem postępowania przed organem jest nałożenie na przedsiębiorcę obowiązku bądź ograniczenie lub odebranie uprawnienia, a w tym zakresie pozostają niedające się usunąć wątpliwości co do stanu faktycznego, organ rozstrzyga je na korzyść przedsiębiorcy.
Tymczasem poniżej zastrzega się:
- Przepisu ust. 2 nie stosuje się, jeżeli:
1) w postępowaniu uczestniczą podmioty o spornych interesach lub wynik postępowania ma bezpośredni wpływ na interesy osób trzecich;
2) odrębne przepisy wymagają od przedsiębiorcy wykazania określonych faktów;
3) wymaga tego ważny interes publiczny, w tym istotne interesy państwa, a w szczególności jego bezpieczeństwa, obronności lub porządku publicznego.
Państwo górą ma być i basta. Powiecie, że czepiam się, bo przecież mowa w cytowanych przepisach tylko o istotnych interesach państwa, ale który interes państwa jest nieistotny pewnie trudno będzie udowodnić, a takich przepisów jest więcej i ciągle powstają nowe (Niedawno widziałem podobny w projekcie nowej Ordynacji podatkowej).
Innym przejawem prymatu państwa nad obywatelami jest automatyczna wszechwładza oparta na instytucjach prawnych gwarantujących wyższość racji państwa nad obywatelem. Przejawem tego jest oszołamiająca kariera prawa pierwokupu na rzez Skarbu Państwa. Oto przykłady:
Ustawa o lasach:
Art. 37a. 1. W przypadku sprzedaży przez osobę fizyczną, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną nieposiadającą osobowości prawnej, której ustawa przyznaje zdolność prawną, niestanowiącego własności Skarbu Państwa gruntu:
1) oznaczonego jako las w ewidencji gruntów i budynków lub
2) przeznaczonego do zalesienia określonego w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego albo w decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu, lub
3) o którym mowa w art. 3, objętego uproszczonym planem urządzenia lasu lub decyzją, o której mowa w art. 19 ust. 3
– Skarbowi Państwa, reprezentowanemu przez Lasy Państwowe, przysługuje z mocy prawa prawo pierwokupu tego gruntu.
Ustawa – Prawo wodne
Art. 271 ust. 13: Skarbowi Państwa przysługuje prawo pierwokupu w przypadku sprzedaży gruntów pod śródlądowymi wodami stojącymi. Prawo pierwokupu wykonuje starosta w porozumieniu z ministrem właściwym do spraw gospodarki wodnej.
Tak, w naszym kraju państwo może położyć rękę na każdym spłachetku lasu, na każdym kawałku wody. Nie wnikając w szczegóły, art. 217ust. 13 Prawa wodnego można interpretować w ten sposób, że nawet oczko wodne na działce podlega prawu pierwokupu. Państwo jest wszechmocne. Nie musi wykazać, że mój czy Twój kawałek brzezinki jest mu do czegokolwiek potrzebny. To samo z wodą. Każda woda może stać wodą państwową. (Może państwu chodzi o monopol na złote rybki.) Państwo nie musi udowodnić, że przejęcie własności niezbędne jest na jakiś szczególny cel (obronność, bezpieczeństwo publiczne itp.), jak przy wywłaszczeniu. Czy to jest państwo prawa, czy prawo państwa?
Jeszcze jeden przykład upaństwowienia przestrzeni prawnej. Wszystko teraz musi być narodowe, w rzeczywistości czytaj „państwowe”. Ustawodawca w swej nieskończonej nieomylności, dla naszego dobra i powszechnej szczęśliwości przyjął ustawy:
o Radzie Mediów Narodowych
o Narodowych Obchodach Setnej Rocznicy Odzyskania Niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej
o Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej
o Narodowym Instytucie Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego
Nawet wolność i obchody 100-lecia niepodległości muszą być zadekretowane ustawą. Czy beneficjentem takich ustaw ma być NARÓD – myślę, że wątpię.
Wszystko to przypomina mi stare niedobre, naprawdę słusznie minione czasy. Jak zaczynałem w 1985 r. studia prawnicze, to bazą, na której opierała się większość dziedzin prawa była zasada (teoria) jednolitej władzy państwowej. Coś mi się zdaje, że po wielu latach zaczynamy wracać do punktu wyjścia, tylko dialektyka (a właściwie „narracja”, bo bez tego słowa nie może obyć się ostatnio żaden poważny tekst diagnozujący stan rzeczy w jakiejkolwiek dziedzinie) opiera się na innych podstawach.
Końcówka wpisu miała być inna, ale do tego co powyżej opisałem doskonałą pointą jest to co dzieje się wokół ustawy z dnia 26 stycznia 2018 r. o zmianie ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, ustawy o grobach i cmentarzach wojennych, ustawy o muzeach oraz ustawy o odpowiedzialności podmiotów zbiorowych za czyny zabronione pod groźbą kary (Dz. U. poz. 369) . Jest ustawa, przyjęta przez parlament, podpisana przez Prezydenta, ogłoszona w Dzienniku Ustaw. Tymczasem, Wiceminister Sprawiedliwości gładko wywodzi, że ustawa, która wprowadziła nowe przepisy karne wymaga doprecyzowania na poziomie wykonawczym, Marszałek Senatu stwierdza, że obowiązująca od 1 marca zmiana nie będzie działać, a Przewodniczący Stałego Komitetu Rady Ministrów, oświadcza, że uzasadnienie jest integralną częścią ustawy więc jest również prawem (6 min 10-40 s wywiadu). Żenujące wypowiedzi na poziomie „gimby”? A może rzecz zwyczajnie podpada pod tę ustawę.
Morał jest taki, lepiej się trzymać zasady państwa prawnego, bo prawem państwa można spowodować niewymierne szkody, a w najlepszym wypadku – ośmieszyć się .
WZ